W poniedziałek na miejskim orliku odbyły się zawody sportowe, które przejdą do historii jako dzień, w którym pot lał się strumieniami, lina jęczała w agonii, a skrzynia gimnastyczna poznała swoje granice.
Rzut piłką lekarską rozpoczął zawody z hukiem – dosłownie. Niektórzy uczestnicy poznali siłę grawitacji, inni – wagę własnej ambicji. Jedni rzucali daleko, inni… bardziej w bok.
Przeciąganie liny dostarczyło jak zawsze dużo emocji. Klasa III A wykorzystała kolejny raz swoją tajną broń – Michała J., który jedną ręką przeciągał ośmioosobową drużynę przeciwną.
W rzucie do kosza niektórzy celowali do właściwego kosza, inni – do wyimaginowanego. Rzuty wchodziły... głównie w tablicę, czasem w powietrze. Było trochę niecelnych prób, ale przynajmniej styl był – między nogami, z obrotem, z zamkniętymi oczami. Jordan byłby dumny (albo zszokowany).
Sztafeta była biegiem godnym igrzysk olimpijskich, gdyby igrzyska organizował zespół kabaretowy. Przebiegnięcie linii mety przez wszystkich w jednym kawałku uznaliśmy dzisiaj za sukces.
Skoki przez skakankę zamieniły się w prawdziwy pokaz talentów i technik.To dopiero był pokaz kreatywności – potrójne obroty, skakanie tyłem, a nawet w duecie. Wuefiści byli w szoku, publiczność w ekstazie, a skakanka...
Na koniec ustawianie się na skrzyni. Brzmi niewinnie? Błąd. Było to starcie z grawitacją, równowagą i prawami fizyki. Ludzkie wieże, piramidy i dramaty. Były momenty, kiedy wszyscy stali na wszystkich.
Wisienką na torcie był siatkarski pojedynek, który wywołał najwięcej emocji wśród kibiców. Podziwialiśmy zagrywki jak z profesjonalnej ligi, bloki i walkę do ostatniego punktu!
Zawody zakończyły się wspólnym okrzykiem radości oraz wręczeniem słodkości zwycięzcom.
Dziękujemy organizatorom dzisiejszego dnia - mgr Elżbiecie Gottuk i mgr Marcinowi Narkowiczowi.
mgr Krystyna Zawadzka